Trzeci Dzień Performance Platform 2011



Cui Tao


He Chengyao


Chen Jin


Cai Qing Sonnenberg


fot. Diana Kołczewska

__________

BlueBerry

NOTES: Trzeci dzień Performance Platform 2011

[English version below] 


He Chengyao w labiryncie Labiryncie.
Trzeci dzień Platformy zakończony. Jutro ostatni dzień festiwalu. To nieprawdopodobne jak szybko mija czas. Jakaś niemożność zapanowania nad tym, mam ciągłe poczucie niedosytu. Niby jestem, staram się być obecna, przytomna, uważna, a tu taka niespodzianka! Mam ochotę rzucić się na środku Grodzkiej i wrzeszczeć, że jeśli nie mogę tego przeżyć jeszcze raz, pełniej, bardziej dojrzale i świadomie, to niech ten czas wreszcie choć trochę zwolni... Przecież ja jeszcze się nie nasyciłam, nie nacieszyłam towarzystwem Luciany, Anki, Lushan, Pauliny, Chengyao, Magdy, Cui Tao, Kateřiny, Łukasza..., przecież ja jeszcze nie nadreptałam się po Lublinie, nie skosztowałam różności, nie....
Miejscem pracy He Chengyao był plac po starej farze tuż koło Labiryntu. Ktoś, kto zna Lublin, wie jak to miejsce wygląda: jak labirynt niskich murków i miniplacyków wyłożonych płytkami z różnego rodzaju kamienia i szamotu.
Chodziła liniami wyznaczonymi przez konstrukcje murów, co kilka kroków przystając po to, by odłożyć resztki spalonej zapałki, spalonej zapałki, z pudełeczka wyjąć następną, wyjąć następną, zapalić i niosąc ją jak maleńką pochodnię przejść kolejnych kilka kroków. Kiedy zapałka gasła Chengyao przystawała na moment, przystawała na moment, resztki zapałki odkładała na dłoń, wyjmowała następną po to by ją zapalić i niosąc ją jak maleńką pochodnię przejść kolejnych kilka kroków. Czasem zatrzymywała się na dłuższą chwilę: wtedy, gdy nie miała już ani jednej zapałki, ani jednej zapałki. Wówczas do jednej kieszeni wkładała do jednej kieszeni resztki zapałek i puste pudełko, puste pudełko. Pełne pudełko wyjmowała z drugiej kieszeni, pełnej kieszeni i z pudełka wyjmowała pierwszą zapałkę, po to by ją zapalić i niosąc ją jak maleńką pochodnię przechodziła kilka kroków. Zaraz potem zatrzymywała się, przystawała na moment, bo zapałka zgasła, zapałka zgasła, więc resztki zapałki odkładała na dłoń, wyjmowała następną po to by ją zapalić i niosąc ją jak maleńką pochodnię przejść kolejnych kilka kroków....
Performance He Chengyao trwał nieco ponad dwie godziny. Ostatnie trzy kwadranse spędziłyśmy we trzy: ja i jeszcze jedna z koleżanek-warsztatowiczek niemalże równocześnie wpadłyśmy na ten sam pomysł, żeby podążać za Chengyao. Chodziłyśmy za nią przystając w rytm jej przystanków, tylko nie zapalałyśmy zapałek. Przez chwilę przeleciało mi przez głowę, że tam, w galerii, trwa dyskusja, może coś się dzieje, co mi umknie, gdzie powinnam być obecna... A tu – dalej będzie ...chodziła liniami wyznaczonymi przez konstrukcje murów, konstrukcje murów, co kilka kroków przystając po to, by odłożyć resztki spalonej zapałki, z pudełeczka wyjąć następną, wyjąć następną, zapalić i niosąc ją jak maleńką pochodnię przejść kolejnych kilka kroków....
Zostałam. Poczułam, że teraz właśnie to chodzenie jest dla mnie najważniejsze. Podążanie za ścieżkami labiryntu jakichś dawnych śladów, jakby w poszukiwaniu jakichś istotnych spraw. Pomyślałam, że Chengyao jest trochę jak dziewczynka z zapałkami z baśni Andersena, która zapragnęła odmienić swą zaczarowaną historię. Nie wypaliła wszystkich zapałek naraz, tylko pali je po jednej. Może jedną zapałką się rzeczywiście nie ogrzeje – jak to zauważyła w baśni – ale patrząc na zapałkę będzie przypominała sobie, że wszystko przemija i że przemijanie jest nieodłącznym atrybutem życia.
...
Kiedy patrzyłam jak Chengyao opróżniała kieszenie z pustych pudełek i resztek po spalonych zapałkach, pomyślałam, że wrzaski na Grodzkiej niczego by nie zmieniły, a nienasycenie jest tylko stanem umysłu, na który sobie pozwalamy.


BlueBerry

NOTEBOOK: The third day of Performance Platform 2011


Chengyao in the labyrinth of Labyrinth.
The third day of the Platform is over. Tomorrow is the last day of the festival. It seems unreal to me how quickly the time passes. There is some kind of incapacity to control it, a constant sensation of insufficiency. Seemingly I am, I try to be present, alert, attentive, yet what a surprise! I feel like throwing myself in the middle of Grodzka St and yelling out that if I cannot live through it once again, more fully, more maturely and consciously, then let the time slow down at least a bit... I haven't yet satiated, enjoyed to the full the company of Luciana, Anka, Lushan, Paulina, Chengyao, Magda, Cui Tao, Kateřina, Łukasz.... I haven't yet trotted around Lublin enough, I haven't yet tasted enough local delicacies, I haven't yet...

The place of He Chengyao's work was the square, where the old parish church was, near the Labyrinth. Those, who know Lublin, know what this place looks like: like a labyrinth of low walls and miniature squares lined with all sorts of stone and fireclay tiles.

She followed the lines determined by the constructions of walls, stopping every few steps to put away the remnants of a burnt-out match, a burnt-out match, to take another one out of the box, to take another one out, to light it and, carrying it like a minute flambeau, to walk another few steps. Every time the match burned out, Chengyao stopped for a moment, stopped for a moment, placed the remnants of the match onto her hand, took another one out in order to light it and, carrying it like a minute flambeau, walked another few steps. Sometimes she stopped for a longer while: when she didn't have a single match left, not a single match. Then she would put into one pocket, into one pocket the remnants of matches and the empty box, the empty box. She would take a full box out of the other pocket, a full pocket, and would take the first match out of the box in order to light it, and carrying it like a minute flambeau, she would walk another few steps. Right afterwards she would come to a halt, stop for a moment, because the match burned out, so she would place the remnants of the match onto her hand, take another one out in order to light it and, carrying it like a minute flambeau, walk another few steps...

He Chengyao's performance lasted for just over two hours. The three of us spent the last three quarters of an hour together: both I and another workshop participant hit on the idea to follow Chengyao at the same time. We followed her, stopping to the rhythm of her stops, only we didn't light matches. For a moment it sprung to my mind that there, at the gallery, the discussion is going on, maybe something is happening, something that I am going to miss, where I should be present... While here – she's still going to keep... following the lines determined by the constructions of walls, stopping every few steps to put away the remnants of a burnt-out match, to take another one out of the box, to take another one out, to light it and, carrying it like a minute flambeau, to walk another few steps...

I stayed. I felt that now it's precisely this walking that is the most important for me. Following the paths of a labyrinth of some old traces, as if looking for some important matters. I thought that Chengyao is a bit like the little match girl from Andersen's story, who wanted to change her enchanted tale. She didn't burn all the matches at the same time, she burns them one at a time instead. Maybe she won't warm herself up with one match – as she noted in the story – but looking at the match, she will remind herself that everything passes and that passing is inherent to life.

...
As I looked at Chengyao emptying her pockets out of empty boxes and burnt-out match remnants, I thought that yelling on Grodzka St wouldn't change a thing and insatiability is just a state of the mind that we take liberties with.


translated by Anna Lycett