Pierwszy dzień Performance Platform




Lushan Liu

fot. Lesław Skwarski


Katerina Olivova

fot. Diana Kołczewska


Łukasz Trusewicz

fot. Lesław Skwarski


fot. Diana Kołczewska





_____


BlueBerry

NOTES: pierwszy dzień Performance Platform 2011

Pierwszy dzień. Zaraz po prezentacjach artystów pierwsze performance. Dziś Łukasz Trusewicz, Kateřina Olivova i Lushan Liu.
Ciekawa rzecz: widać, że Kateřina i Lushan mają w planach, wręcz zakładają, jakiś rodzaj interakcji z publicznością. Łukasz – nie, chyba, że liczyć to, co się dzieje, kiedy performance w zasadzie już się zakończy... Coś w rodzaju badania socjologicznego. Ale po kolei.

Publiczność zostaje wpuszczona do sali. Światło gaśnie i kiedy ktokolwiek próbuje złamać egipskie ciemności jakimś źródłem światła, chociażby telefonem komórkowym, natychmiast słychać syknięcia, mruknięcia, pełne dezaprobaty, wręcz słowne protesty: MA być ciemno.

Po kilku minutach skrzypnięcie drzwi, szuranie, tarmoszenie się: oho, ktoś się przedziera przez tłum. Dalej ciemno. „Miejscówkę” mam niezłą, powinno być widać, czekam więc cierpliwie. Człapanie coraz wyraźniejsze – wygląda na to, że wszedł już na podwyższenie i pewnie dotarł w okolice środka sali. Jeszcze chwila i głos Łukasza: „WCHODZĘ”. Jednocześnie zapala się zielona żarówka. Widać, jak żarówka, zawieszona na długim kablu po lewej stronie sali, buja się kolistym ruchem, a wokół niej krąży Łukasz. Chodzi wolno, rytmicznie jakby odmierzając kroki – czy to ich ilość, czy to ich długość, a może jedno i drugie. Próbuję robić zdjęcia, ale w tych warunkach mój aparacik odmawia współpracy.

I tu następuje paskudna chwila: zawierusza mi się plecak z prawie całym moim dobytkiem. Moment na decyzję, co robić. Zezując na scenę ruszam na poszukiwania. Jest! No tak, ale widzę jeszcze mniej. Z kąta sali słyszę mocny, zdecydowany głos Łukasza „SCHODZĘ” i brzęk tłuczonego szkła. Ooo, żarówka... W świetle dochodzącym przez uchylone na moment drzwi widzę wymach reszty, która została z żarówki. Domyślam się, że Łukasz ją świadomie stłukł!
Przez chwilkę cisza i ciemność. Zaraz potem znów coś jakby zielone światła (dwa, może cztery?), ale jakieś dziwne i na wysokości może ¾ metra od podłogi, chwilkę potem – na wysokości ok. 2 metry. Tak jakby coś świecącego trzymał w dłoniach najpierw swobodnie opuszczonych, a potem wzniesionych ponad głową. Po dłuższej chwili – bęc! i rozsypały się malutkie zielone światełka po całej podłodze. Szybko! Szybko! muszę zobaczyć co to jest...
No tak, ale jak tu napisać coś o performance, którego się nie widziało?...
W przerwie przed wystąpieniem Kateřiny podchodzę do Łukasza. Moje chytre zabiegi owocują nieoczekiwanym zakończeniem: umawiamy się na dłuższą rozmowę.

Tymczasem już wiem, że światło dla Łukasza jest konstrukcją, że w swoim performance'u dalej myśli, jak rzeźbiarz: światłem i przestrzenią. I że w performance'u cieszy go natychmiastowa gratyfikacja w postaci efektu, więc i zapewne odbioru.
Cieszy mnie perspektywa tej rozmowy. Widzę spójność, wyrazistość i niezwykłą konsekwencję w tym, co robi Łukasz Trusewicz.



___________________EPAF 2011/ Performance Platform 2011____________________



BlueBerry

NOTES: Po EPAFie 2011
Swój tekst piszę na gorąco: właśnie wróciłam z dyskusji podsumowującej tegoroczny EPAF.

EPAF 2011 jest już zakończony i nieodwołalnie należy do przeszłości. Pojutrze kontynuacja w postaci Performance Platform w Lublinie.

Przyznaję, że dyskusja mnie bardzo poruszyła - w podobnej jeszcze nie uczestniczyłam: dyskusja pozostała dyskusją, ale była tak samo cenna jak wystąpienia. Niewątpliwie stało się to za sprawą Magdaleny Ujmy, pełniącej rolę moderatora, i świetnej, niezwykle sprawnej i zręcznej tłumaczki, Ewy Kanigowskiej-Giedroyć.

Ogólny wniosek na wstępie dyskusji sformułowała Magda Ujma: tegoroczny EPAF zawierał zdumiewająco dużo wystąpień bogatych w interakcje z publicznością oraz stosunkowo mało (czy też bardzo subtelnych) odniesień politycznych, pomimo wyraźnych tendencji tego rodzaju przejawiających się w twórczości artystów chińskich oraz tradycji polskich od lat wysoko ceniącej tzw. sztukę zaangażowaną.

Początkowo miałam wrażenie, że ten festiwal, w porównaniu do dotychczas oglądanych przeze mnie, był „za spokojny", „za mało poruszający". Nic bardziej mylnego! Nie był może tak wartki i bogaty jak Interakcje czy inne (w Glasgow i Berlinie), jednak mam nieodparte wrażenie, że razem zrobiliśmy coś naprawdę ważnego. To uświadomiła mi właśnie ta dyskusja.
Spotkanie Wschodu i Zachodu, artystów młodszej i średniej generacji, których twórczość kształtowała się w różnym czasie i kulturach, konfrontacja różnych postaw artystycznych i niewątpliwie życiowych zaowocowały dyskusją nie tylko nad tym, co się wydarzyło w Laboratorium CSW, ale i też - jak się wydaje - nad istotnym przewartościowaniem, które miało miejsce w ostatnim czasie w obszarze sztuk wizualnych.

Analizując zastosowane środki - od medytacji (Cui Tao), przez techniki oddziaływania na innych: zaciekawienie (Cui Tao), zaproszenie lub zachęcenie (Kateřina Olivova, Chen Jin, Chengyao He, Lushan Liu, Cai Qing Sonnenberg, HP Process), prowokacja (Marijana Jovanovič), aż po technologię multimedialną (Nathalie Mba Bikoro, Lushan Liu, Luciana Freire D' Anunciacao, Żaklina Piechanowska, Kateřina Olivova, HP Process, Yannick Franck) - mogliśmy na nowo zastanowić się nad motywacją i przekazem artysty, nad granicami tak działania, jak podmiotu i samego obszaru sztuki. Okazało się, że pytania o granicę między Wschodem a Zachodem, o granicę, do której może się posunąć artysta, o to, kim jest artysta i kto jest artystą, czym jest sztuka, a czym nie jest, o instytucję i reguły w obszarze sztuki i wreszcie o to, czym jest performance, są wciąż aktualne. A skoro wciąż możemy pytać, to znaczy, że dalsze eksplorowanie tego obszaru jest wciąż możliwe, to znaczy, że sztuka wciąż żyje, a ci, którzy nonszalancko powiadają, że „wszystko już było", po prostu umarli za życia.

Niewątpliwie niezwykle istotnym momentem nie tylko dyskusji, ale i samego EPAFu, było zderzenie dwóch postaw i performance'ów: Cui Tao oraz Marijany Jovanovič.

Marijana Jovanovič, 24-letnia artystka serbska, w pewnym sensie odwróciła sytuację performace'u:

w stronę publiki skierowała ostre światła reflektorów oraz „oko" kamery ustawionej na środku, przed ekranem, zaś sama usiadła tyłem do publiczności przy stoliku ustawionym wyraźnie po prawej stronie sceny. Po kilku minutach na ekranie pojawił się obraz widowni. Można nawet powiedzieć, że siedzieliśmy naprzeciwko samych siebie. Publiczność zaczęła się przemieszczać w kierunku artystki, część osób ją „obsiadła" i próbowała rozmawiać, oglądać przedmioty rozłożone na stoliku, z których część stanowiły jej prywatne notatki robione w kilku językach (angielskim, serbskim i bodaj w norweskim). Nie da się rozmawiać w kilkadziesiąt osób naraz, szczególnie, że były bariery językowe. Marijana doprowadziła do pełnego przemieszczenia się osób i ról. W którymś momencie wręcz rozgorzał spór z aktywnym i zdecydowanym udziałem samej artystki o to, komu wolno w sali zapalić papierosa (Marijana paliła odpalając papieros od papierosa). Chaos i dezorientacja pogłębiały się z każdą chwilą. Część osób straciła zainteresowanie tym, co się dzieje, i zaczęła zajmować się sobą: zaczęły się pogaduszki w mniejszych grupach, wspólne robienie sobie zdjęć, część ludzi zaczęła wychodzić lub spacerować po sali, niejako chcąc „przeczekać" do następnego wystąpienia...

Zdarzenie to (trudno mi o nim napisać "performance") podziałało na mnie bardzo mocno, tym mocniej, że miałam świadomość, że za drzwiami sali w tym samym czasie Cui Tao badał synchronizację swojego umysłu, ciała, oddechu i działania. Eksplorował obszar życia i sztuki, siedząc niemalże nieruchomo przy stoliku w holu, naprzeciwko windy, twarzą do drzwi sali, w której trwało działanie Marijany, i zapisując na serwetkach chińskimi znakami swoje spostrzeżenia. Wokół niego też kłębił się obserwujący go tłumek. Budził zaciekawienie, tym bardziej, że uprzedzono publiczność, że jego performance jest zaplanowany aż do dnia następnego - na pełne 24 godziny. Jednakże przyciąganie uwagi publiczności działo się tu na diametralnie innej zasadzie. Ostatecznie Cui Tao przerwał swój performance wcześniej niż planował: po ok. 18 godzinach performance'u zaczął mieć problemy z umysłem i oddechem. Były na tyle istotne, że uznał, że trzeba działanie zakończyć.

Podobnie jak Cui Tao pracowała Chengyao He: siedziała na krzesełku, bardzo blisko publiczności z umieszczonym głęboko w ustach zamrożonym jogurtem. Wszyscy prawie bez ruchu, w ciszy i napięciu czekali na to, co się stanie, przez dobrych kilkanaście minut obserwując wysiłek i mękę artystki.

Przemieszanie ról performer/publiczność pojawiło się nie tylko u Marijany, ale także w pracy Lushan Liu. O ile u Marijany było ono wynikiem złamania pewnych norm i potoczyło się w kierunku konfrontacyjnej utarczki z kuratorem o to, co komu wolno, o tyle w przypadku Lushan Liu sytuacja - skądinąd wcale nie łatwiejsza zważywszy, że zupełnie zawiodła aparatura - nikomu nie wymknęła się spod kontroli. Lushan Liu zaproponowała performance, w którym sterując wolontariuszami, chciała ich wcielić w role preformerów. Sama, niejako ich jedynie animując, planowała stać się widzem, obserwatorem ich działania. Trudny moment na początku, kiedy publiczność zaczęła się świetnie bawić podczas przywdziewania skomplikowanego, wspólnego stroju dla czterech osób, nie stał się przyczynkiem do pełnej i niekontrolowanej zamiany ról, jak to było u Jovanovič. Przebrani wolontariusze zostali przewiezieni windą do miejsca docelowego, gdzie odtańczyli przewidziany taniec. Zamiast prawdopodobnie niezwykle efektownego w obrazy i dźwięki performance'u mieliśmy okazję obserwować aranżację cokolwiek niejasną, ale performerka pozostała sobą. Smutna i niepocieszona awarią rzutnika i maszynki do ćwierkania dzielnie zniosła brak istotnego elementu swojego działania, ale zrealizowała je do końca. Czy to działanie było piękne? Tak. Czy było sztuką? Tak. Czy to był performance? Tak.

W dyskusji Cui Tao jasno i spójnie pokazał ideę swojego wystąpienia. Lushan Liu wyjaśniła, co chciała osiągnąć, co jej się udało, a czego nie. Była świadoma i kontrolowała sytuację do końca. Była też zwyczajnie smutna, że jednak nie o to jej chodziło.

Marijana próbowała wyjaśnić swoje działania chęcią kontestowania instytucji samego festiwalu, sztuki, osoby artysty i jego roli w społeczeństwie. Zabrakło spójności, logicznego uzasadnienia. Bunt dla samego buntu przeżywa się w wieku piętnastu lat, a jeśli artysta przeżywa go jako swoistą „sztukę dla sztuki", to może powinien poszukać lepszej motywacji albo... zajęcia. Jakoś inaczej wspominam „buntownika z wyboru" Istvana Kantora, a nawet samą Marijanę z pewnego performance'u osadzonego w serbskiej tradycji: wtedy jawiła mi się jako ktoś, kto posiada korzenie, ale żyje tu i teraz. Jej performance na EPAF był zapewne owocem warsztatu u Ray'a Langenbacha, ale wydaje się owocem niezbyt dojrzałym.

Zestawienie opisanych postaw nieodparcie przywodziło mi na myśl wschodni styl bycia i życia, tysiące lat kultury pracy z umysłem i nieustannego borykania się z własnym ego: oswajaniem go, dyscyplinowaniem, a kiedy jest to konieczne - z uleganiem mu; pracy nad poszerzaniem własnej świadomości i możliwości „tu i teraz". Skrajnie przeciwną postawą jest postawa dryfowania ego na podobieństwo tratwy po morzu nieświadomości. Mam tylko nadzieję, że dyskusja ta przyniosła zrozumienie, że kontestacja dla kontestacji jest tylko cokolwiek przeintelektualizowaną zatoczką, z której jednak można wypuścić się na szerokie wody faktycznych idei i motywacji.
Jednym z bardziej interesujących momentów dyskusji było sformułowanie przez Cui Tao wniosku, że kluczowym elementem performance'u jest ciało, w którym dzieje się wszystko: od oddechu i funkcji życiowych aż po rodzenie się idei. Analizując postawy artystów z Chin, słuchając ich wypowiedzi, mogliśmy przekonać się jak oni to widzą, rozumieją i realizują. Każde z nich, nawet Ting-Tong Chang, który swój performance oparł na machinie - ogromnej kuszy strzelającej jajkami w blaszaną ścianę, to jednak musiał sterować nią ręcznie pilotem i od czasu do czasu podejść, żeby uzupełnić jajka w podajniku.

Ostatnie dwa aspekty, które były poruszane w dyskusji, to kwestia teatralności/teatralizacji performance'u, w tym także w odniesieniu do samego miejsca akcji.

W trakcie pracy duetu HP Process jeden z komputerów zawiesił się i zniknął obraz z połowy ekranu. Artyści po widocznym chwilowym zaniepokojeniu podjęli działanie, lecz w innym kształcie. Zaowocowało to spontanicznym, lecz dość przewidywalnym i nieco „przegadanym", teatralnym zakończeniem. Podobne zarzuty można było sformułować nie tylko tym performerom, ale także np. Nathalie Mba Bilkoro, której praca, chociaż niezwykle piękna, to jednak robiła wrażenie oczywistej i miała w sobie coś z przedstawienia teatralnego. Jednak w trakcie dyskusji uświadomiliśmy sobie, jak ważne jest miejsce wykonywania performance'u. Z pewnością inaczej odbierano jej wystąpienie w niemalże teatralnej sali Laboratorium, a inaczej w np. przestrzeni otwartej, zwłaszcza jakiejś przemysłowej czy ubogiej dzielnicy wielkiego miasta.

Zamierzone spotkania zostały zrealizowane i podsumowane. Kolejne działania - przed nami. Zapewne w tym samym duchu, bo większość artystów, którzy byli w Warszawie, wystąpi w Lublinie. Dalej będziemy eksplorować podobieństwa i różnice, konfrontować różne postawy i uczyć się nawzajem od siebie. Jestem bardzo ciekawa, co się wydarzy, czy będą powtórki działań, jakie nowe jakości się pojawią w tym przedsięwzięciu - bo traktuję je jako jedno, choćby z uwagi na całą ekipę organizacyjną, która jest prawie taka sama w Lublinie, jak i w Warszawie, w polskim Wschodzie i Zachodzie.

Myśląc o pięknym wystąpieniach Luciany Freire D'Anunciacao i Łukasza Trusewicza, zapragnęłam nowego tematu na kolejny festiwal. Luciana swoje wystąpienie oparła na tańcu i nazwała je With Myself. Słuchając dyskusji kuluarowych uznałam, że nie zostało ono przez wiele osób zrozumiane prawie wcale. Dla mnie była to piękna opowieść o byciu kobiety samej ze sobą, byciu blisko - z uwagą i czułością, przedstawiona z wielką wrażliwością i otwartością.

Podobny rys widziałam w pracy Łukasza: oto mężczyzna zaraz za progiem dorosłości, wytwarza przedmiot, który z jakiejś przyczyny pragnie zniszczyć. Może po to, by wypróbować swoją energię, siłę, potrzebę walki - z materią, sobą samym? Czy to dlatego, że ów produkt jego pracy przestał mu się podobać (chyba był z niego zadowolony, skoro przed akcją czule musnął go dłonią?), czy z innej przyczyny uderza w niego kilkakrotnie kijem. Niszczycielskie narzędzie ulega całkowitej destrukcji, kamienny „ideogram" - litera O - pozostaje nienaruszona. Artysta odrzuca je i odchodzi, porzucając także swoje dzieło...

W naszym świecie, świecie zmaskulinizowanych mentalnie kobiet i zniewieściałych mentalnie mężczyzn, nierówności płci, podziałów i uprzedzeń, krzywdzenia siebie nawzajem w zaciszach domów i poza nimi, treningów do ról społecznie akceptowanych od najmłodszych lat (aż mi się cisną przed oczy prace Libery), wreszcie stereotypów i walki między płciami, jest wciąż wiele do zrobienia. Może już nadszedł czas, żeby mężczyźni i kobiety przestali walczyć ze sobą, spotkali się i zaczęli uczyć się od siebie? Odszukali w sobie piękno i siłę, jak Luciana i Łukasz? Odszukali je w sobie nawzajem?

I tak mi się marzy, żeby kiedyś odbył się taki festiwal: spotkanie kobiecości i męskości, ukazania sobie nawzajem jak to przeżywamy - tak jak to zrobili Luciana i Łukasz, tak, jak to kiedyś mogłam zobaczyć w pracy Moniki Günther i Ruediego Schilla...

_____


BlueBerry

NOTES: After EPAF 2011

I am writing this text still keyed up: I have just come back from the discussion concluding this year's EPAF.

EPAF 2011 is over now and it irrevocably belongs to the past. The day after tomorrow will see its continuation in the form of Performance Platform in Lublin.

I admit that the discussion moved me a lot - I haven't taken part in anything like it before: the discussion remained a discussion, yet it was just as valuable as performances. Unquestionably, this was thanks to Magdalena Ujma, who acted as a moderator, and the great, incredibly proficient and skilful interpreter, Ewa Kanigowska-Giedroyć.

At the beginning of the discussion Magda Ujma formulated the general conclusion: this year's EPAF contained surprisingly many performances rich in interaction with their audiences and relatively few (or rather very subtle) political references, despite clear tendencies of this kind showing in the work of Chinese artists and Polish traditions that have long been approbative of the so-called engaged art.

Initially my impression was that comparing to other festivals I observed until now, this one was "too calm", "too unmoving". How wrong I was! It might not have been quite as brisk and rich as Interakcje or other ones (in Glasgow and in Berlin), but I still have the overwhelming impression that together we achieved something really important. This is precisely what the discussion made me realise.

The encounter of East and West, artists of younger and middle generations, whose work has been shaped throughout different times and cultures, the confrontation of different artistic and certainly also life stances led to a discussion not only on what took place at the Centre for Contemporary Art (CSW) Laboratory, but also on - as it seems - a significant overvaluation, which has recently taken place in the domain of visual arts.



Through analysing the means employed - from meditation (Cui Tao), to techniques of influencing others: intrigue (Cui Tao), invitation or encouragement (Kateřina Olivova, Chen Jin, Chengyao He, Lushan Liu, Cai Qing Sonnenberg, HP Process), provocation (Marijana Jovanovič), up to multimedia technology (Nathalie Mba Bikoro, Lushan Liu, Luciana Freire D' Anunciacao, Żaklina Piechanowska, Kateřina Olivova, HP Process, Yannick Franck) - we could consider anew the motivation of and messages given by the artist, the borders of both action, and the subject and the domain of art itself. It turned out that questions about the border between East and West, about the extreme, to which an artist can go, about what an artist is and who is an artist, about what art is and what art is not, about the institution and rules within the domain of art and finally about what performance art is, are still current. And since we can still ask questions, this means that further exploration of this subject is still possible, this means that art is still alive, and those, who say nonchalantly that "everything has already been accomplished", just died alive.

Doubtlessly, an incredibly significant moment not only in the discussion, but also in EPAF itself was the confrontation of two stances and performances. Those of Cui Tao and Marijana Jovanovič.

In a sense, Marijana Jovanovič, a 24-year-old Serbian artist, reversed the performance situation:

it was towards the audience that she pointed the sharp spotlight and the "eye" of the camcorder standing in the middle in front of a screen, whilst she herself sat by a table placed evidently to the right of the stage, her back towards the audience. After a few minutes the image of the audience appeared on the screen. One could even say that we were sitting in front of ourselves. The audience started moving towards the artist, some people "settled" around her and tried to talk, to look at the objects placed on the table, comprised in part of her private notes taken in several languages (English, Serbian and probably Norwegian). It was impossible to talk with several dozen people at the same time, especially because of language barriers. Marijana led to a complete mixing of people and their roles. At some point even an argument started, in which the artist took an active and emphatic part, over who was allowed to smoke cigarettes in the room (Marijana kept smoking, lighting each cigarette from the butt of the previous one). Chaos and disorientation deepened with every moment. Some people lost interest in what was going on and started going about their own business: they began chit-chatting in small groups, taking photos of each other, some people started leaving the room or walking around it, as if they were "sitting out" until the next performance...

This event, which I find difficult to call a performance, had a strong effect on me, all the stronger since I knew that behind the doors of this room, at the same time Cui Tao was exploring the synchronisation of his mind, body, breath and action. He was exploring the domain of life and art whilst sitting almost still by a table in the hall, in front of the lift, facing the doors to the room, where Marijana's action was taking place, and writing down his reflections in Chinese symbols on napkins. Around him whirled a little crowd, observing him. He was arousing curiosity, all the more that the audience had been informed beforehand that his performance was planned to take place until the next day - for full 24 hours. But attracting the spectators' attention was based here on a radically different basis. Eventually Cui Tao stopped his performance sooner than planned: after about 18 hours of performing he started having problems with his mind and breath. They were significant enough for him to decide to stop the action.

Chengyao He worked in a similar manner to Cui Tao: she sat on a little chair, very close to the audience, with a frozen yoghurt placed deep within her mouth. For over ten minutes, everyone waited almost still, quietly and in suspense, for what was going to happen, watching the efforts and suffering of the artist.

The role mixing of the performer/audience took place not only in Marijana's work, but also in that of Lushan Liu. Whilst in Marijana's action it came as a result of breaking certain rules and led to a confrontational argument with the custodian on who is allowed to do what, in the case of Lushan Liu the situation - albeit not much easier due to equipment failure - did not slip out of anyone's control. Lushan Liu put forward a performance, in which by directing volunteers, she wanted them to play the role of performers. Whilst in a way she merely animated them, she planned to become a spectator herself, an observer of their action. A difficult moment at the beginning, when the audience started having great fun whilst the performers were trying to put on a complicated piece of clothing for four people, did not lead to a complete and uncontrollable exchange of roles, as was the case with Jovanovič. Dressed-up volunteers were taken to their destination by lift, where they danced a prescribed dance. Instead of a presumably very visually and audibly effective performance, we could observe an arrangement that was somewhat unclear, but the performer remained herself. Saddened and inconsolable by the breakdown of the projector and chirping machine, she bravely faced her action missing significant elements, yet she completed it. Was this action beautiful? Yes. Was it art? Yes. Was it performance art? Yes.

During the discussion Cui Tao revealed the idea behind his performance clearly and coherently. Lushan Liu explained what she wanted to achieve, and what she was and what she wasn't successful in. She was conscious and controlled the situation until the end. She was also simply sad, because it wasn't quite what she wanted.
Marijana tried to explain her actions in terms of wanting to contest the institution of the festival itself, of art, of the artist and her role in the society. Coherence, a logical explanation were missing, though. One goes through rebellion for rebellion's sake at the age of fifteen, but if an artist experiences it as a kind of "art for art's sake", then perhaps she ought to look for a better motivation or... occupation. My recollection of the "rebel without a cause", Istvan Kantor, is somewhat different, and so is that of Marijana herself in one of her performances set in a Serbian tradition: then she appeared to me as someone, who has roots, but lives here and now. Her performance at EPAF was surely the fruit of a workshop with Ray Langenbach, but it seems to be somewhat unripe.

The juxtaposition of the stances described above made me think of the Eastern way of being and living, thousands of years of culture of work with mind and of constant struggle with one's ego: taming it, disciplining it and, when necessary, giving in to it. Of work on expanding one's consciousness and the possibilities of "here and now". The extreme opposite of this stance is the stance of ego drifting like a raft on the sea of unconsciousness. I only hope that this discussion has brought in the understanding that contestation for contestation's sake is merely a somewhat overintelectualised cove, from which it is still possible to set sail on the wide waters of real ideas and motivations.
One of the more interesting moments during the discussion was Cui Tao's formulation of the conclusion that the key element of performance is the body, in which everything takes place: from breath and vital functions up to the birth of ideas. By analysing the stance of artists from China, by listening to their views, we could find how they see it, how they understand it, how they realise it. All of them, even Ting-Tong Chang, who based his performance on a machine - a giant crossbow shooting eggs at a tin wall, and who still had to operate it manually with a remote control and to walk over to it from time to time in order to replenish eggs in the feed mechanism.

The last two aspects, which were touched upon during the discussion, are a question of theatricality/dramatisation of performance, also in reference to the place of action itself.

During the course of HP Process duet's work one of the computers froze and half of the image on the screen disappeared. After a moment of noticeable concern, the artists started their action, but in a different manner. This resulted in a spontaneous, but rather predictable and slightly "verbose" theatrical ending. Similar objections could be formulated not only against these performers, but also against e.g. Nathalie Mba Bilkoro, whose work, albeit unusually beautiful, made the impression of the obvious and had something of a theatrical play in it. However, in the course of the discussion, we realised how important the place of performing is in performance art. Surely her performance was received differently in the almost theatrical room at the Centre for Contemporary Art Laboratory and differently in the open space, especially in an industrial or poor district of a large city.

All intended events have been realised and concluded. Further actions are still before us. They will certainly be in the same spirit, because most artists present in Warsaw are going to perform also in Lublin. We are going to further explore similarities and differences, confront different stances and learn from each other. I am very curious what is going to happen, whether there will be iterations of actions, what new qualities will appear in this undertaking - and I treat it as one, at least for the one reason that the whole organisation team is almost the same in Lublin as it is in Warsaw, in the Polish East and West.



Thinking about beautiful performances of Luciana Freire D'Anunciacao and Łukasz Trusewicz, I came to wish for a new theme for the next festival. Luciana based her performance on dance and called it With Myself. Listening to the backstairs discussions made me conclude that many people did not understand it almost at all. For me, it was a beautiful tale of a woman being alone with herself, being close - attentively and with affection, performed with great sensitivity and openness.

I noticed a similar feature in Łukasz's work: there, having just entered adulthood, a man creates an object, which he wishes to destroy for some reason. Maybe in order to try his energy, his power, his need for fight - with matter, with himself? Because this product of his work no longer appealed to him (wasn't he pleased with it, as before his action he had stroked it lovingly with his hand?) or because of something else, he hit it several times with a stick. The ruinous tool is totally destroyed, a stone "ideograph" - the letter O - stays intact. The artist discards the tool and walks away, leaving also his work behind...

In our world, the world of mentally masculinised women and mentally femininised men, of gender inequality, of divisions and prejudices, of hurting one another at the privacy of home and outside, of training for socially acceptable roles from early years (I cannot get Libera's works out of my mind), finally of stereotypes and the battle of sexes, there is still much to be done. Maybe the time has come for men and women to stop fighting, to meet up and to learn from each other? To find beauty and strength in themselves, like Luciana and Łukasz did? To find them in each other?

And so I keep dreaming that one day such a festival will take place: the encounter of femininity and masculinity, showing each other how we experience it all - just as Luciana and Łukasz did, just as I once could see it in the work of Monika Günther and Ruedi Schill...



translated by Anna Lycett